Każdy z nas, kogo dotknęła ta fatalna przypadłość, mianowicie namiętność czytania, z sentymentem wspomina pierwsze lektury, zaraz po tym, kiedy choroba się rozpoczęła. To szczególne połączenie zapału, świeżości umysłu, braku wiedzy i głupoty sprawia, że niemal każdy tekst, byle tylko z grubsza wpasowujący się w nasze zainteresowania, i odznaczający jednocześnie choćby iskrą oryginalności, staje się przeżyciem metafizycznym. Tak w dzieciństwie doświadczyłem Tajemniczej wyspy, tak odchorowałem Obłok Magellana. Chcę napisać jednak o innej powieści, której właściwie zupełnie nie pamiętam. A dokładnie o jednej scenie, którą sobie od czasu do czasu przypominam. Prawdę powiedziawszy nie mam nawet stuprocentową pewności, czy ta scena pochodzi z tej właśnie książki (raczej jednak tak), albo czy w znaczący sposób jej nie przetworzyłem (z dużą pewnością tak się stało) . Nie będę tego jednak sprawdzał, bo ważne jest to, co wydaje mi się, że zapamiętałem, a po drugie, mam obawę, że w ten sposób uczyniłbym swojej pamięci o tej książce krzywdę. Niech z niej zostanie tylko ta właśnie jedna scena.
Chodzi o Zbrodnię wielkiego człowieka Adama Hollanka, założyciela i pierwszego naczelnego redaktora Nowej Fantastyki, z roku 1960.
Scena sprowadza się do następującego. W czymś w rodzaju klatki czy akwarium o przejrzystych ścianach zamknięta jest para młodych kochanków, oddających się z zapamiętaniem fizycznej miłości. Są obiektem dziwacznego eksperymentu. Otóż czas we wnętrzu akwarium płynie znacznie wolniej, i kochankowie oglądani z zewnątrz przypominają nieruchome posągi. Znaczenia, jakie ta scena miała dla powieści już nie pomnę, ale bohaterowie powieści oglądają parę znieruchomiałą w namiętnym uniesieniu i prowadzą rozmowy, które równie dokładnie zapomniałem. Mgliście przypominam sobie wyjaśnienie mechanizmu fizycznego, jaki zaprezentował sprawca całego zamieszania. Otóż, na ile mogę ufać zawodnej pamięci, spowolnienie czasu we wnętrzu miejsca uwięzienia kochanków spowodowane zostało całkiem prosto. Jak wiadomo już z teorii względności, czas dla obiektów poruszających się z szybkościami zbliżonymi do prędkości światła płynie znacząco wolniej. Im szybciej porusza się obiekt, tym to spowolnienie jest większe. Tak więc wystarczyło rozpędzić każdą cząstkę materii w środku celi do szybkości przyświetlnej, w tym wszystkie cząstki ciał uwięzionych. Jako dziecko takim wyjaśnieniem musiałem się zadowolić, bo w moim otoczeniu nie było nikogo, który umiałby je krytycznie skomentować. Pozostałem też oczywiście z jakimś rodzajem erotycznego niepokoju, jaki taka scena musiała wywołać. Wystąpiły tu aż trzy składniki, wszystkie nadzwyczaj zajmujące: fantastyka naukowa, fizyka, erotyka. Z pewnego punktu widzenia fizyka jest tu najprostsza. Rzeczywiście, dla każdej z cząstek w zamknięciu, gdyby je odpowiednio przyspieszyć, czas płynąłby odpowiednio wolniej, niż dla obserwatora na zewnątrz. W jaki sposób można tego dokonać? Dostarczając cząstkom energii. Cząstki składają się jednak na atomy, atomy na cząsteczki, które ostatecznie tworzą tkanki ciała. Energia dostarczona w tak dużej ilości spowoduje zamianę zawartości pomieszczenia w gorącą plazmę, cząsteczki rozpadną się na atomy, atomy na cząstki elementarne. Dodatkowo, każda z cząstek tworzących tę plazmę będzie się poruszała w innym kierunku, od zderzenia do zderzenia, nie tworząc całości, której dałoby się przypisać jeden układ odniesienia, z jednolicie upływającym czasem. Oczywiście pomieszczenie można załadować do rakiety i rozpędzić w próżni do odpowiedniej szybkości, jednak w tym przypadku nie można jednocześnie cieszyć się posiadaniem w swoim salonie tak intrygującej osobliwości.
Przechodzimy tu gładko do drugiego składnika, fantastyki naukowej. Efekt, który rzeczywiście zachodzi, jest wykorzystywany w fizycznym kontekście, który wyklucza wystąpienie zjawiska, jeśli wziąć pod uwagę współczesne możliwości technologiczne. Towarzyszy temu niekiedy wyjaśnienie lub jego sugestia, które pomijają jednak milczeniem wszystkie praktyczne trudności, jakie musiałyby tu wystąpić. Nauka umożliwia rozszerzenie pola, na jakim operuje wyobraźnia, a science fiction stara się je zagospodarować . Jedyne prawdziwie nowe elementy, jakie pojawiają się w narracji, przynosi rozwój technologii i nowe teorie, dlatego pewna niefrasobliwość autorska jest tu uzasadniona i całkowicie usprawiedliwiona.
Kilkanaście lat później Adam Wiśniewski-Snerg w Robocie podobny efekt wykorzystał nieskończenie bardziej intensywnie. Cała wielka część miasta staje się w powieści „światem relatywistycznym”, gdzie czas płynie w zwolnionym tempie. Co więcej, bohater Robota potrafi przejść płynnie do tego świata i obserwować inne egzotyczne efekty fizyczne, takie jak zwiększenie masy wszystkich ciał.
Wreszcie pozostaje erotyka sceny wymyślonej przez Hollanka. Dla pary zamkniętej w tym szczególnym relatywistycznym więzieniu spowolnienie czasu nie jest odczuwalne. W jej układzie odniesienia (jeśli zgodzimy się, że chodzi tu, przy wszystkich oczywistych zastrzeżeniach, o przypadek relatywistycznego spowolnienia czasu) czas płynie całkiem zwyczajnie, nie dostrzegają różnicy pomiędzy trwaniem czynności sprzed „spowolnienia” i po jego zainicjowaniu. Obserwatorzy zewnętrzni widzą praktycznie nieruchomą scenę. Są świadomi tego, że ów miłosny akt, obserwowany w ich świecie, będzie trwał dłużej, niż ich własne życie, ba, może przetrwać upadek cywilizacji, zgaśnięcie słońca, zakończenie świata. Przejście od jednej pieszczoty do następnej skwituje okres geologiczny. Do tego swoistego pornograficznego dania otrzymują więc metafizyczną przystawkę. To złudzenie raju ma też odwrotną, ciemną stronę. Zamknięci w wiecznym uścisku pozbawieni są w ten sposób przyszłości, zniewoleni trwającą tysiąclecia lub dłużej, w zewnętrznym świecie, przyjemnością. Po zakończeniu swoich igraszek, jeśli zostaną uwolnieni, znajdą się w świecie, którego nie zrozumieją, i w którym już nic od nich nie będzie zależało.