Trafiasz tutaj, kiedy obetniesz sobie palce na krajzydze. Albo kiedy dostaniesz zawału lub wylewu. Kiedy złamiesz nogę, albo rozbijesz sobie głowę – i tak dalej. Długi korytarz, po lewej trochę krzeseł przystawionych do ściany, po prawej szereg zamkniętych drzwi. Na drzwiach numery i napisy, niekoniecznie odpowiadające rzeczywistości. Za tymi drzwiami znajdują się nieduże bezokienne pomieszczenia, otwarte na drugi korytarz, biegnący równolegle do tego pierwszego. Ten wewnętrzny korytarz jest wąski i zapełniony dodatkowo łóżkami i wózkami z chorymi. Pomieszczenia pomiędzy obydwoma korytarzami mają różne przeznaczenie. W niektórych lekarze (przeważnie Ukraińcy) przyjmują i badają trafiających tu pacjentów; tych co trzeba kierują do specjalistycznych pracowni. Po tym pacjenci są zwykle umieszczani we wspomnianym wewnętrznym korytarzu, gdzie czekają na wyniki badań, na odwiezienie do domu, albo na przyjęcie na odpowiedni oddział szpitala. Kiedy jednak na przykład oddział chorób wewnętrzny jest przepełniony – co jest sytuacją zwyczajną – to zostają tutaj na dłużej. Kilka dni. Kilka tygodni. Albo kilka miesięcy. Albo już na zawsze, czyli do odwiezienia do prosektorium. Niektóre z pomieszczeń pomiędzy korytarzami, zamknięte na klucz od strony pierwszego korytarza, pełnią rolę tymczasowych salek szpitalnych. Leżą tu osoby w ciężkim stanie, niektóre, ciężko dysząc, z maskami tlenowymi na twarzy. Aby dostać się do takiej osoby, obojętnie, leżącej na korytarzu, czy w jednej z tych salek, trzeba przejść przez inne pomieszczenie, te niezamknięte. Jednak często nie jest to możliwe, bo właśnie jakiś pacjent jest tam przyjmowany i badany, i wyprasza nas zniecierpliwiony lekarz. Trzeba więc czekać, wypatrując momentu, kiedy będzie można znów spróbować przekraść się na drugą stronę. Nie należy przy tym liczyć, że ktoś nas poinformuje, iż przejście jest już wolne.
Czytaj dalej Szpitalny Oddział RatunkowyTag: śmierć
Widmo Sławomira Mrożka niespiesznym krokiem
<<Nie ruszałem się więc z Krakowa przez dwadzieścia sześć lat. W ciągu tych lat nagromadziło się sporo z pozoru nieważnych zdarzeń, a potem odszedłem bardzo daleko i przez trzydzieści trzy lata życia żyłem na różnych kontynentach. Obecnie odnalazłem się znowu w miejscu nad Wisłą. W miejscu, które można obejść za dnia wolnym krokiem, nigdzie się nie śpiesząc. Otóż ilekroć wyszedłem z domu, nękały mnie owe „powracające widma”. Polegało to na tym, że pojawiał się podwójny czas: jeden bieżący i drugi – jako wspomnienie. Na przykład, przechodząc koło kościoła Mariackiego, widzę, że naprzeciwko idzie młody człowiek. Zbliżamy się do siebie i nagle orientuję się, że ten młody człowiek – to ja. Tylko że dzieli nas różnica wieku – pięćdziesiąt lat. Młody człowiek znika, zanim zdążę się do niego odezwać.>>
Baltazar. Autobiografia, Sławomir Mrożek
Powyższy cytat z Mrożka wymaga jednak komentarza, dlatego po czasie wracam do niego.
Mrożek pisze o tym w swojej autobiografii, która miała między innymi cel rehabilitacyjny. Po udarze mózgu i wystąpieniu afazji, czyli upośledzeniu zdolności posługiwania się językiem, książka ta była częścią procesu leczniczego, jakiemu został poddany. Każdy, kto zetknął się z przypadkiem afazji musi przyznać, że rezultat okazał się nadzwyczajny. W przepychance między pisarzem a pacjentem pierwszy okazał się mocniejszy.