Piątek trzynastego. Wyjść z domu, czy nie wychodzić? Co ja się zastanawiam, muszę, i to do przychodni, po papiery na niezbędne środki medyczne. Skoro muszę, to idę. Na drzwiach w przychodni kartka. Przed wejściem do przychodni należy zdezynfekować dłonie przy pomocy umieszczonego po prawej dozownika. Patrzę na prawo. Nie ma żadnego dozownika. Uruchamiam gorączkowo tryb myślenia pracownika służby zdrowia. Aha, pewnie trzeba wejść do środka i zanim się pacjencie będziesz czegoś w środku dotykał, to się zdezynfekuj. Czyli przed wejściem znaczy, że po wejściu. Wchodzę. Jest pusto, w rejestracji panie pielęgniarki zatopione w papierach. Patrzę na prawo. Nie ma żadnego dozownika. Staję frontem do okienka rejestracji. Po prawej jakieś kraniki, ale dwa, niebieski i czerwony. Widzę słabo, bo mam na nosie okulary do dali, nie do bliży. Podchodzę, naciskam jeden z kraników, wybrany na chybił trafił. Podstawiam dłoń, naciskam, czuję, że to chyba woda.