Poniższy tekst został po raz pierwszy opublikowany w „Czasie Fantastyki”, nr 2/2013
Po raz pierwszy zetknąłem się z tą powieścią Dicka poprzez film, zresztą w okolicznościach nadzwyczaj niesprzyjających. Stały się wtedy nagle dostępne i modne magnetowidy i pojawiło się mnóstwo pirackich kopii filmów, w kiepskiej jakości i z czytającymi tekst okropnymi lektorami. Zostałem zaproszony na pokaz takiego filmu w kilka osób i tak obejrzałem „Blade Runnera”. Na domiar złego pozostali oglądający chyba nie byli miłośnikami sf. W każdym razie głośno komentowali akcję, a romantyczne sceny, do jakich dochodzi pomiędzy filmowym Deckardem a Rachael, kwitowali wybuchami śmiechu i niewybrednymi żartami. Najwyraźniej publiczność nie była przygotowana jeszcze na przyjęcie bogatszej palety erotycznych konfiguracji, wynajdywanych właśnie przez nowoczesną wyobraźnię. Jeśli dodać do tego, że była to wersja z nieszczęsną „czarnokryminałową” narracją zza kadru nachalnie wyjaśniającą inteligentnym inaczej co się dzieje, zrozumiałym się staje, iż pozwoliłem przez jakiś czas dojrzewać nieprzepartej chęci obejrzenia ponownie tego obrazu. Bo oczywiście od razu było jasne, że w innych okolicznościach i po drobnych zmianach dzieło to będzie mieć moc hipnotyzującą.
„Czy androidy marzą o elektrycznych owcach” przeczytałem wiele lat później, tłukąc się autobusami po Śląsku, i nie zrobiła na mnie wtedy takiego wrażenia, na jakie zasługuje.
I oto teraz powieść stała się dostępna w jeszcze jednej postaci, jako audiobuk, wydany przez Rebis i Audiotekę. Zaangażowano do projektu gromadę całkiem niezłych aktorów, muzyki dostarczył Pink Froyd, przy produkcji zastosowano, ponoć po raz pierwszy w Polsce, system dźwięku binauralnego, a jedną z drugoplanowych ról zagrał nawet polski syntezator mowy IVONA, co, przyznajmy od razu, jest bardzo dobrym pomysłem.