W okresie od 26 maja do 10 czerwca 2016 roku w Kopenhadze można było zobaczyć wystawę pod tytułem Martyr Museum. Wystawę pomieszczono w byłej rzeźni, na zapleczu głównego dworca kolejowego Kopenhagi. Miejsce to jest siedzibą grupy teatralnej. Jej artystyczny lider, Christian Lollike, wystawił tu w roku 2012 kontrowersyjną sztukę opartą na manifeście Andersa Behringa Breivika.
Na internetowej stronie wystawy autorzy piszą: „Wystawa będzie zajmować się pytaniem, dlaczego niektórzy ludzie umierają za to, w co wierzą. Nasza fascynacja ludźmi heroicznymi nie jest zjawiskiem nowym. Wciąż zastanawiamy się, jakie motywy kierują ludźmi decydującymi się na męczeństwo. Czy męczennicy dzisiejsi różnią się od tych z przeszłości, i co oznacza – umrzeć za swoje przekonania?”
Wstęp na wystawę był bezpłatny. Jednak dwukrotnie w ciągu dnia grupę chętnych, którzy kupili bilety, oprowadzał profesjonalny przewodnik, aktor Morten Hee Andersen. Wtedy wystawę zamykano dla indywidualnych zwiedzających, a grupa uczestniczyła w czymś w rodzaju spektaklu teatralnego, z muzyką i efektami świetlnymi.
Pomieszczenia rzeźni, ze ścianami wyłożonymi białymi kafelkami, wypełniono eksponatami związanymi z osobami takimi jak Joanna d’Arc, Sokrates, Martin Luter King, Mohammed Atta, czy mnich buddyjski Thích Quang Duc, który popełnił samobójstwo przez samospalenie w proteście przeciwko polityce rządu południowowietnamskiego.
Na ścianach powieszono portrety bohaterów Martyr Museum, w podświetlonych gablotach pokazano rekonstrukcje przedmiotów związanych z ich życiem i śmiercią – serce Thích Quang Duca (jego ciało po śmierci zostało spopielone, za wyjątkiem serca, które zachowano jako relikwię i umieszczono w szklanym kielichu w pagodzie Xa Loi), stopioną żarem klawiaturę z WTC, flakonik z trucizną, która zabiła Sokratesa. Wystawiono odtworzone podium, z którego wygłosił swoje słynne przemówienie „I have a dream” Martin Luther King, pognieciony kubek na kawę z lotniska brukselskiego, gwoździe użyte w bombie, którą detonował na tym lotnisku Ibrahim el-Bakraoui, czarną skórzaną rękawiczkę, w której ukrył zapalnik.
Zwiedzający wystawę z przewodnikiem mogli nie tylko zobaczyć portrety owych męczenników i zobaczyć zgromadzone artefakty. Na przykład przy ekspozycji poświęconej Thích Quang Ducowi aktor siadał w pozycji lotosu i z drżącymi dłońmi opisywał okoliczności jego śmierci.
Zdjęcie pokazujące śmierć Duca (tutaj) było wstrząsem dla zachodniej opinii publicznej. Do zdarzenia doszło na ruchliwej ulicy Sajgonu, w trakcie manifestacji kilkuset mnichów i mniszek buddyjskich. Z samochodu wyszło trzech mnichów w pomarańczowych szatach. Jeden z nich położył na ulicy poduszkę, na której usiadł Duc w pozycji lotosu. Drugi przyniósł kanister z benzyną, rozlał ją na Duca i oddalił się. Duc sięgnął po zapałki i podpalił się. Siedział nieruchomo do czasu, kiedy jego ciało skurczyło się, zwęgliło i przewróciło na plecy. Na zdjęciach widać stojący obok kanister, w tyle samochód, jeden z mnichów w kadrze po lewej stronie trzyma aparat fotograficzny. Powinien był stanąć z innej strony, tam gdzie autor zdjęcia, Malcolm Browne, fotograf Associated Press. Złapałby lepsze ujęcie. Cóż, Browne był profesjonalistą.
W innym miejscu wystawy aktor odczytał mowę o dobru i złu wygłoszoną przez Omara Ismaila Mostefaia do przetrzymywanych przez terrorystów zakładników w klubie Bataclan, zanim wysadził się w powietrze podczas szturmu policji.
O wystawie dowiedziałem się z BBC. Omawiający ją dziennikarz wspomniał o islamskich terrorystach i dwu innych postaciach, Sokratesie i Joannie d’Arc. Pomyślałem wtedy, że na takiej wystawie koniecznie powinien się pojawić inny bohater, mianowicie ojciec Kolbe. I rzeczywiście, choć brytyjski dziennikarz o tym nie wspomniał, poprzestając na dwu odległych i dla współczesnego odbiorcy nieczytelnych figurach, i wzbudzających naturalnie największe kontrowersje islamistach, to Maksymilian Maria Kolbe znalazł swoje miejsce na wystawie. Grupa zwiedzająca była zamykana w pomieszczeniu chłodni, a przewodnik kładł się na podłodze i opowiadał historię franciszkanina. Tymczasem na gości spoglądały z portretu na ścianie niezwykłe, skupione, uważne oczy ojca Kolbe.
Inny z dziennikarzy relacjonujących w Internecie wystawę wspominając o ojcu Kolbe napisał: „zakonnik franciszkański, który dobrowolnie oddał życie za Żydów skazanych na śmierć głodową w obozie koncentracyjnym Auschwitz w czasie II wojny światowej.” Napisał to pomimo tego, że na tej samej stronie zamieścił odnośnik do biografii świętego, gdzie mógł przeczytać, jak było naprawdę.
Wystawa wywołała liczne reakcje, niektóre z nich doprawdy humorystyczne. Tak na przykład minister kultury Danii Bertel Haarder powiedział w wywiadzie dla Politiken: „Jestem oburzony, że umieścili szanowaną socjalistkę Różę Luksemburg w tej samej kategorii, do jakiej zaliczyli zamachowców-samobójców i terrorystów. Można by ich równie dobrze zaliczyć do tej samej kategorii co bojowników o wolność.”
Ida Grarup Nielsen, jedna z grupy sześciu artystów, których dziełem była wystawa, skomentowała ją tak: „W Danii trudno nam wyobrazić sobie oddanie życia za jakąś sprawę. Wlecieć w Twin Towers, zastrzelić ludzi w Bataclan albo wysadzić się w powietrze w Brukseli – coś takiego można zrobić tylko wtedy, gdy wierzy się, że uczyni się przez to świat lepszym. I dlatego otwieramy muzeum, w którym przedstawiamy tych wszystkich ludzi. Wszyscy jesteśmy bohaterami w naszych własnych historiach”.
Członek parlamentu duńskiego z ramienia Partii Ludowej, Alex Arendtsen, zdecydowanie sprzeciwił się nazywaniu islamskich ekstremistów męczennikami. „Oni są ludźmi, których my w świecie chrześcijańskim nazywamy zabójcami. Chrześcijańscy męczennicy nie zabijają nikogo. […] To nie muzeum męczenników, to muzeum morderców, to co oni zrobili”. I dodał, że wystawa pokazuje, jak ignoranccy i głupi mogą być współcześni artyści i intelektualiści. Jednocześnie nie wzywał do zamknięcia wystawy. Pomimo oburzenia głosy takie były nieliczne.
I słusznie. Artyści bardzo często są głupi, jednak ich sztuka, zdarza się tak czasami, jest mądrzejsza od nich. Patrzymy na nalane twarze Ibrahima i Khalida el-Bakraoui. Na białym blacie przed ich zdjęciami kupka gwoździ i kawałków metalu. Pod szklanym kloszem postawiona na sztorc rękawiczka. Oczywiście, to są męczennicy muzułmańscy. Patrzymy na twarz ojca Kolbe. Podziemny bunkier, w którym przez dwa tygodnie umiera z pragnienia i głodu dziesięciu mężczyzn. Modlą się i śpiewają religijne pieśni, coraz ciszej, w końcu tylko szeptem. Pośrodku nich święty, klęczy albo stoi. Na koniec podsuwa swojemu oprawcy wychudzone ramię, czekając na zabójczy zastrzyk. To jest męczennik chrześcijański.
Duńskiej grupie artystycznej The Other Eye of The Tiger dziękujemy.