W Reytanie. Upadku Polski Rymkiewicz stwierdza, że spisy cmentarne, zawsze dla badacza przeszłości ciekawe i ważne, dla niego były zawsze najciekawsze. „[…] kto gdzie leży, w jakim towarzystwie i pod jakim drzewem, w jakim kąciku, kto tam z kim rozmawia”.
Cała ta trumienna cywilizacja, powiada, odchodzi jednak do przeszłości, stopniowo zastępowana cywilizacją popiołów: „Ten teren niebawem zaniknie, bo nie będzie grobów i nasza cywilizacja grobów – choć może lepsza byłaby nazwa: cywilizacja trumien; albo: cywilizacja zwłok – tak zatem nasza cywilizacja trumien-grobów-zwłok niebawem się skończy – zostanie zastąpiona przez cywilizację rozsypanych popiołów. Umarli znikną – w ogóle ich nie będzie – nie będzie ani jednego umarłego – i o to właśnie chodzi cywilizacji, która chce być cywilizacją popiołów, ponieważ nie chce być tym, czym była przez wieki – cywilizacją trumien-grobów-zwłok”.
Dalej pisze Rymkiewicz, że to dobrze, że przemiana taka jest zgodna z porządkiem stworzenia, z porządkiem kosmicznym, bo porządek kosmiczny to porządek niepamięci, to dzieje znikania i zapominania wszystkiego.
Może jest to deklaracja szczera, ale to szczerość w jakimś abstrakcyjnym, filozoficznym sensie, bowiem nie wierzę, że akurat Rymkiewicz, z drobiazgową i rozpaczliwą skrupulatnością próbujący rekonstruować materialną i psychiczną przeszłość, naprawdę się cieszy taką perspektywą.
Spopielenie zwłok i ceremonialne rozsypanie jest tańsze od pochówku tradycyjnego. Cmentarze rozrastają się, zabierają coraz więcej cennego miejsca, nadejście cywilizacji prochów spowoduje stopniowe odzyskiwanie tych terenów, co na pewno zainteresuje przyszłych deweloperów. Od ekonomii ważniejszy jest jednak czynnik psychologiczny. To fizyczne unicestwienie zwłok i rozproszenie ich, wydanie otwartemu na oścież nieskończonemu światu, jest jak wezwanie do zapomnienia i uznania zgasłego życia za niebyłe, a śmierci za nieważną, nieistotną, pozbawioną jakiegokolwiek związku z nami, którzyśmy pozostali.
Rymkiewicz chyli czoło przed nieubłaganym kosmicznym porządkiem, ale przecież tka jednocześnie misterne konstrukcje, które przeczą jego wszechmocy.
Dwa lata temu pisałem tu z okazji Wszystkich Świętych o opowiadaniu Raya Bradbury’ego Słupy ognia. To zabawne, że ci dwaj autorzy, tak całkowicie odmienni, wychodzący od zupełnie innych przesłanek, dochodzą do podobnego emocjonalnego wyniku.
W świecie Bradbury’ego cmentarze to naturalne środowisko opowieści grozy, knieja, w której rodzą się przejmujące dreszczem niezwykłe stwory, królestwo Halloween, pobudzające wyobraźnię strachy. Bohater Słupów ognia, jeden z jego mieszkańców, staje w obronie tego zagrożonego królestwa, występuje przeciw cywilizacji ognia i popiołu. Halloween może być przez katolicyzm traktowany z podejrzliwością, albo nawet potępiany, ale wobec sterylnej, kwestionującej śmierć cywilizacji szybkiej wymiany dóbr i konsumentów, Halloween i wiara stoją po tej samej stronie.
Rymkiewicz, niewierzący filozof-poeta, przychodzi z innej jeszcze strony. Jest drobiazgowym badaczem kości. Gdzie został pochowany Reytan? Czy naprawdę przy siedzibie rodu Reytanów rosły figowce? Jak wyglądała i jak była oświetlona sala sejmowa podczas sejmu rozbiorowego? Jeśliby prawdziwie był w zgodzie z tym smokiem, co przemienia wszystko w popiół i pył, to po co miałby obracać w palcach owe rozsypujące się szczątki?
Nie jest, i w innych miejscach niemal wprost o tym pisze. Tak kończąc rozdział poświęcony Nietzschemu, stwierdza: <<Ale nie znaczy to, że Nietzsche przeszedł na stronę nicości. Przeciwnie. Opowiadał się po stronie życia, jego jedynej prawdy, jego tutejszej niepojętej mocy; po stronie naszego tutejszego istnienia i naszej w naszym tutejszym istnieniu – obcości. Choć opowieść o polskim pochodzeniu trzeba policzyć pomiędzy inne legendarne, nawet bajeczne opowieści mówiące o życiu tego filozofa, miło jest pomyśleć, że do swojej straszliwej walki z nicością wystąpił on pod żółtą chorągwią Radwanów, „jak ich zwyczajnie w kościołach zażywają, u dołu frandzle, na wierzchu jej krzyż, w hełmie trzy pióra strusie.”>>
Niewątpliwie Rymkiewicz stoi tu murem za Nietzschem, albo, jak to ma w zwyczaju, utożsamia się z nim, przymierza jego maskę.
Na cmentarzu spędziłem w tym roku dość sporo czasu. To miejsce surrealistyczne, gdzie żywi krzątają się przy miejscach wyobrażonego pobytu zmarłych. Modne stają się znicze ledowe, dające zimne, elektryczne światło. Niektóre grobowce nadzwyczaj okazałe, prawdziwe pomniki rodzinnej zamożności.
To co nieuchronne, nieuchronnie nadejdzie. William Lantry ostatni raz powstanie z martwych i rozpocznie morderczy pochód ku słonecznemu ogniu. Prochy Rymkiewicza zostaną rozsypane.