Za co warto umierać

Koniec sierpnia. Jeszcze jedna wycieczka rowerowa na południe od Opawy, na Pogórze Witkowskie, część Niskiego Jesionika. Ulewny deszcz zatrzymuje nas w samochodzie w Janskich Koupelach, skąd zamierzaliśmy wystartować. Słynne i modne niegdyś uzdrowisko z czasów, kiedy ta część Górnego Śląska należała do Austro-Węgier. Teraz odurza klimatem rozpadu i butwienia. Deszcz trwa tak długo, że zastanawiamy się nad zmianą planów. Wreszcie ustaje, zza chmur pokazuje się słońce. Wzdłuż biegu Morawicy, bardzo krętego, poprowadzone są szlaki piesze, ale przeprawianie się nimi z rowerami jest uciążliwe, a po takim deszczu byłoby udręką. Dlatego początkowa część trasy biegnie szosą w oddaleniu od rzeki. Długi podjazd mokrym asfaltem.

DSC_7531 DSC_7534

Czytaj dalej Za co warto umierać

Kapryśna wiosna. Koniec burdelu i korupcji

Czwarty dzień maja 2014 roku. Zimno i wietrzenie, ale ciężkie ciemne chmury malują niebo na przemian z pasmami błękitu, prognoza nie przewiduje deszczu.

Samochód zostawiamy w Owsiszczach, koło remizy strażackiej, wyciągamy rowery. Blisko stąd do granicy czeskiej. Wyjeżdżamy z dolinki; przy asfaltowej drodze, jeszcze po polskiej stronie, krzyż z napisem, zapowiadający tajemnicze przejście między językami, które tak mnie zawsze niepokoi.

DSC_5922
Krzyż przy drodze do granicy, Owsiszcze

Czytaj dalej Kapryśna wiosna. Koniec burdelu i korupcji

Dostojewski po czesku

Między Czechami a Polską, między ich kulturami, istnieje oczywiste napięcie. Jego zewnętrznymi znakami są choćby opustoszałe czeskie kościoły i wciąż pełne kościoły polskie, czy też ciche polskie niedzielne popołudnia kontrastujące z czeskimi, wypełnionymi odgłosami prac przydomowych. Przy tak bliskim sąsiedztwie należałoby się spodziewać, że to napięcie ujawniać się będzie twórczo i ciekawie. Że wreszcie zobaczymy Czecha plującego na portret papieża-Polaka, i Polaka próbującego na to znaleźć właściwą odpowiedź. Czytaj dalej Dostojewski po czesku

Uszy

Poniedziałek wielkanocny, 9 kwietnia 2012. Słoneczny, choć zimny i wietrzny dzień. Bramą Morawską, na południe, pomiędzy Sudetami a Karpatami, starym traktem handlarzy i najeźdźców. Wody trochę na północ spływają do Bałtyku, wody trochę na południe zmierzają do Dunaju i Morza Czarnego. Prawdziwa granica między Północą i Południem.
Sztramberk, w tle Beskid Śląsko-Morawski. Nad miasteczkiem z nieco ponad trzema tysiącami mieszkańców góruje wieża (tzw. Trúba), wokół resztki zamku, w XIII wieku należącego do templariuszy. Biała Góra z wieżą widokową i spiralnymi schodami, ponoć celowo mającymi kojarzyć się ze strukturą DNA. Mnie się nie kojarzyły. Czytaj dalej Uszy

Morawski spleen

Niech będzie najpierw cała Czechosłowacja.

Po tym państwie został mi ołówek automatyczny. Bardzo porządny, przetrwał wiele, chociaż kiedy przyglądam się teraz umieszczonemu na nim napisowi – CZECHOSLOVAKIA KOH-I-NOOR Verstatie 5205, widzę, że pokrywający go lakier jest już popękany. Mimo to, gdyby miał występować jako świadek przed jakimś trybunałem historii, zaświadczyłby na korzyść tych wszystkich okoliczności, które doprowadziły do jego powstania. Począwszy od Austro-Węgier, bo firma Koh-i-nor została założona w 1790 roku w Austrii, przez Josepha Hardtmutha, i dopiero w 1848 przeniesiona przez jego synów do Czeskich Budziejowic. Czytaj dalej Morawski spleen