Liczba człowieka. Ocenimy państwa hurtowo

Edward Caldwell, bohater powieści Jacka Dukaja Science Fiction (pomieszczonej w zbiorze opowiadań Powergraphu z 2011 roku o tym samym tytule), pisarz po doktoracie z matematyki, jest też współudziałowcem OC Mores Inc., start-upu pracującego nad oprogramowaniem etykometrycznym. Rozwijany przez firmę program nazywa się Judga, a ma być swego rodzaju sztucznym, zewnętrznym sumieniem. Nabywca ma mieć możliwość zakupienia i zainstalowania w programie szablonów etycznych ocen powiązanych z głównymi wyznaniami lub ich nurtami (takimi jak reformowany judaizm, dla którego również tworzony jest osobny szablon), albo też najważniejszymi niereligijnymi systemami etycznymi (odłóżmy na bok pytanie, czy takie istnieją). Udziałowcy przewidują, że konieczne (i użyteczne marketingowo) będzie uzyskanie oficjalnej akceptacji religii instytucjonalnych, i zapraszają na swoje posiedzenie nawet przedstawiciela Watykanu, mając nadzieję na watykańskie imprimatur. Judga ma skrupulatnie śledzić czyny użytkownika i przykładać do nich cyfrową miarę. Oprogramowanie umożliwiać ma samodzielne ustawianie wag poszczególnych ocen, ale dyskutanci w czasie roboczego spotkania dochodzą zgodnie do wniosku, że z powodu skomplikowania i czasochłonności takich czynności nabywcy Judgy zadowolą się domyślnymi ustawieniami software’u.

a

Czytaj dalej Liczba człowieka. Ocenimy państwa hurtowo

Inwigilacja nasza powszednia

Korzystam prawie codziennie z komunikacji publicznej i ma to wiele zalet, jak również i pewne wady. Do zalet zaliczyłbym możliwość poczynienia powierzchownych obserwacji ludzi, z którymi zapewne nigdy w innych okolicznościach bym się nie zetknął, a którzy pojawiają się w polu mojej zamglonej sennością uwagi z na przemian irytującą lub w jakiś tajemniczy sposób kojącą regularnością, w miarę jak autobus przemieszcza się od przystanku do przystanku.

Rankiem, gdzieś w połowie trasy, na przystanku przy kościele, wsiada codziennie od czterech do ośmiu starszych pań, rozsiada się i zaczyna podniesionymi głosami toczyć swoje niezrozumiałe, monotonne wywody. Ich głosy szybko zlewają mi się w jednolity szum i po chwili z rezygnacją znów zasypiam. Nie wszyscy przyjmują to zjawisko z taką obojętnością. Kiedyś na przykład pewien wyglądający na bezdomnego jegomość, roztaczający wokół siebie woń nie kojarzącą się z zapachem dezodorantu, ani nawet świeżego potu, pogrążony w stanie głębokiej nirwany, ocknął się gwałtownie i wrzasnął  – Zamknijcie się, tu się nie da spać! Nie zrobiło to jednak na babciach żadnego wrażenia, i aż do końca swojej podróży biedak na przemian mruczał coś pod nosem i przeklinał, a te buczały dalej jak rój rozdrażnionych os.

Czytaj dalej Inwigilacja nasza powszednia

Męczennik z paczką gwoździ

W okresie od 26 maja do 10 czerwca 2016 roku w Kopenhadze można było zobaczyć wystawę pod tytułem Martyr Museum. Wystawę pomieszczono w byłej rzeźni, na zapleczu głównego dworca kolejowego Kopenhagi. Miejsce to jest siedzibą grupy teatralnej. Jej artystyczny lider, Christian Lollike, wystawił tu w roku 2012 kontrowersyjną sztukę opartą na manifeście Andersa Behringa Breivika.

Na internetowej stronie wystawy autorzy piszą: „Wystawa będzie zajmować się pytaniem, dlaczego niektórzy ludzie umierają za to, w co wierzą. Nasza fascynacja ludźmi heroicznymi nie jest zjawiskiem nowym. Wciąż zastanawiamy się, jakie motywy kierują ludźmi decydującymi się na męczeństwo. Czy męczennicy dzisiejsi różnią się od tych z przeszłości, i co oznacza – umrzeć za swoje przekonania?”

1
Ida Grarup/Martyr Museum

Wstęp na wystawę był bezpłatny. Jednak dwukrotnie w ciągu dnia grupę chętnych, którzy kupili bilety, oprowadzał profesjonalny przewodnik, aktor Morten Hee Andersen. Wtedy wystawę zamykano dla indywidualnych zwiedzających, a grupa uczestniczyła w czymś w rodzaju spektaklu teatralnego, z muzyką i efektami świetlnymi.

Czytaj dalej Męczennik z paczką gwoździ

O sterowaniu

W czasie jednej z rowerowych wycieczek w południowych Czechach natrafiliśmy na wąskiej leśnej ścieżce na przeszkodę. Drogę blokowała nieduża ciężarówka z platformą wyładowaną grubymi, równo przyciętymi pniakami. Na pojeździe zamontowana była ładowarka, która natychmiast przyciągnęła całą moją uwagę. Sterował nią Czech siedzący w kabinie, odwrócony do nas plecami. Teleskopowe ramiona ładowarki zakończone były zgrabnymi chwytakami, które z zadziwiającą zręcznością ściskały po dwa-trzy pniaki i z równie zdumiewającą szybkością i precyzją składały je na ziemi. A., jadąca jakieś sto metrów przede mną, przystanęła na chwilę, a potem zaczęła wolno mijać ciężarówkę. Właśnie w tej chwili szczęki ładowarki złapały kolejne trzy pnie i z przerażającą żwawością maszyna machnęła nimi w drugą stronę, tak że A. ledwo umknęła. Poczekałem chwilę, jakiś inny Czech wychynął z zarośli i coś krzyczał do pierwszego, ładowarka znieruchomiała i dopiero wtedy odważyłem się wyminąć ciężarówkę.

Czytaj dalej O sterowaniu

Michel Houellebecq, opowieść wigilijna

Mapę i terytorium pożyczyła mi M., wspominając przy tej okazji o swojej starej miłości do Paryża. Okazało się potem, że rzeczywiście powieść Houellebecqa takie wspomnienia, jeśli ktoś je posiada, musi silnie przywoływać.

Jednak do lektury tej książki zachęciła mnie całkiem inna jej uwaga. Mianowicie główny bohater powieści, Jed Martin, jest artystą, malarzem i fotografem, a w pewnym okresie swojej kariery artystycznej pasjonuje się mapami, konkretnie mapami drogowymi Michelin. W jednym z przełomowych momentów życia doznaje olśnienia:  „O trzeciej po południu zatrzymali się na stacji przed La Souterraine; na prośbę ojca, który podjechał zatankować, Jed kupił mapę Michelin departamentów Haute-Vienne i Creuse. I właśnie w tym momencie, rozkładając mapę o dwa kroki od zapakowanych w celofan kanapek, przeżył drugie w swoim życiu odkrycie estetyczne. Mapa była niezwykła; doznał takiego wstrząsu, że ogarnęły go dreszcze. Nigdy w życiu nie widział czegoś równie wspaniałego, równie pełnego emocji i znaczenia jak ta mapa Michelin departamentów Haute-Vienne i Creuse w skali 1:150 000. Czytaj dalej Michel Houellebecq, opowieść wigilijna

Nieustraszony Max Hodges fotografuje Kastora

Sobota zakończyła się pod znakiem Dalekiego Wschodu. Na spotkaniu urodzinowym u W. nasz przyjaciel Z. opowiadał o swoich dwu ostatnich służbowych wizytach w Chinach. Linia kolejowa Pekin-Szanghaj, 1300 kilometrów, szybkość 300 kilometrów na godzinę, szybkość maksymalna 380 kilometrów na godzinę. Podróż z Pekinu do Szanghaju w niecałe pięć godzin. Budowa rozpoczęta w kwietniu 2008 roku, 30 czerwca 2011 roku ruszyła regularna eksploatacja linii (Być może w takim czasie nie udało się dobrze rozprowadzić łapówek za zakup Pendolino). Zdjęcie ciągnących się w nieskończoność murów ogromnego więzienia-kopalni, zatopionego we mgle. Z. liczy ile już razy zdarzyło mu się jeść psa. Osiem razy.

Czytaj dalej Nieustraszony Max Hodges fotografuje Kastora

Jabłko i pocisk

W czwartym zeszłorocznym numerze Czasu Fantastyki ukazał się mój szkic pod tytułem Chwytanie chwili. Początkowo miał mieć postać całkiem inną, pewnych materiałów z różnych względów nie dało się w nim pomieścić, zatem wykorzystuję to miejsce, by w jakiś sposób uzupełnić tamten tekst.

Cała sprawa rozpoczęła się od uwagi w biografii Richarda Feynmana, że szefem laboratorium MIT w czasie, kiedy studiował tam Feynman, był Harold Edgerton. Edgerton zajmował się między innymi zastosowaniem efektu stroboskopowego do fotografowania przebiegających bardzo szybko zjawisk. Krótkie błyski światła zsynchronizowane z szybko obracającymi się elementami maszyn dają efekt zamrożenia ruchu, co ułatwia śledzenie tego, co się naprawdę dzieje. Impulsy światła, oświetlające zaciemnioną scenę, pozwalają na sfotografowanie bardzo szybko poruszających się obiektów, np. pocisku w locie. Umożliwiają też wielokrotne naświetlenie kliszy i ukazanie kolejnych faz ruchu na jednej klatce filmu. To, co działo się zbyt szybko dla naszych zmysłów, między innymi dzięki Edgertonowi ukazało się naszym oczom.

edgerton 1
© 2010 MIT. Courtesy of MIT Museum.
Zdjęcie Edgertona. Pocisk kaliber 0.3 cala przebija jabłko. Scenę oświetla błysk o długości trwania 1/3 mikrosekundy.

Czytaj dalej Jabłko i pocisk

Cywilizacja trumien i cywilizacja popiołów

Reytanie. Upadku Polski Rymkiewicz stwierdza, że spisy cmentarne, zawsze dla badacza przeszłości ciekawe i ważne, dla niego były zawsze najciekawsze. „[…] kto gdzie leży, w jakim towarzystwie i pod jakim drzewem, w jakim kąciku, kto tam z kim rozmawia”.

Cała ta trumienna cywilizacja, powiada, odchodzi jednak do przeszłości, stopniowo zastępowana cywilizacją popiołów: „Ten teren niebawem zaniknie, bo nie będzie grobów i nasza cywilizacja grobów – choć może lepsza byłaby nazwa: cywilizacja trumien; albo: cywilizacja zwłok – tak zatem nasza cywilizacja trumien-grobów-zwłok niebawem się skończy – zostanie zastąpiona przez cywilizację rozsypanych popiołów. Umarli znikną – w ogóle ich nie będzie – nie będzie ani jednego umarłego – i o to właśnie chodzi cywilizacji, która chce być cywilizacją popiołów, ponieważ nie chce być tym, czym była przez wieki – cywilizacją trumien-grobów-zwłok”.

 

cmentarz

Czytaj dalej Cywilizacja trumien i cywilizacja popiołów

Igraszki z czasem

Nowoczesna fizyka sugeruje, że być może czas jest tylko iluzją. Tak naprawdę istnieje tylko ogromna kolekcja różnych stanów, w jakich znajdował się/znajduje się/będzie się znajdował Wszechświat. Stany te można sobie wyobrażać jako skomplikowane zdjęcia. Taśma filmowa zawiera wiele kolejnych klatek, jej ruch w projektorze wytwarza złudzenie ciągłości i upływu czasu. Ale istnieją realnie tylko zdjęcia, gdyby taśmę pociąć na kawałki, z jednym zdjęciem na jednym kawałku, to pudełko z takimi wycinkami zawierałoby dokładnie tę samą informację.

SONY DSC

Czytaj dalej Igraszki z czasem

Czy bankomaty marzą o elektrycznych baranach?

Bohater powieści Philipa K. Dicka, Joe Chip, co rusz sprzecza się z drzwiami lodówki czy mieszkania. Te banalne w naszym świecie obiekty u Dicka uzyskują osobowość i zdolność do nacechowanej emocjami rozmowy z ludźmi. Nie chcą się otworzyć, póki Joe nie zapłaci. Tak oczywiście wygląda okropny kapitalizm – chcesz coś dostać, musisz płacić. Drzwi w naszej rzeczywistości również czasami otwierają się dopiero po wrzuceniu monety o odpowiedniej wartości, na przykład drzwi do niektórych toalet. Czytaj dalej Czy bankomaty marzą o elektrycznych baranach?